O poszukiwaczach u prezydenta na jesieni

1

Z Markiem Poznańskim, jedynym posłem archeologiem w polskim parlamencie rozmawia Robert Wit Wyrostkiewicz

R.W.W.: Panie Pośle, 2 kwietnia odbyła się debata sejmowa pt. „Ustawa o ochronie zabytków, chroni czy niszczy dziedzictwo kulturowe?”. Zapowiadał Pan kolejną debatę sejmową. Mało tego, prof. Aleksander Bursche z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego mówił o debacie u prezydenta Bronisława Komorowskiego, która miała odbyć się w połowie maja. Tymczasem mamy już lipiec. Nic z tego wszystkiego nie wyszło?

M.P.: Termin nie wyszedł. Po prostu został przesunięty przez drugą stronę, czyli Kancelarię Prezydenta. Debata prezydencka jednak odbędzie się, o czym zostałem poinformowany oficjalnym pismem. Na razie termin ze strony Prezydenta nie został dookreślony dokładniej niż jesień. Także do jesieni musimy jeszcze trochę zaczekać. Wrócę jednak do debaty, która odbyła się już w Sejmie. Oponenci mówili wówczas, że……


Dalsza część artykułu dostępna
W PRENUMERACIE


Archeologia - Historia - Etnografia


Subskrypcja Archeolog.pl to:










Jeżeli posiadasz już konto, zaloguj się:

Nie posiadasz jeszcze konta?

Share.

O autorze

Jeden komentarz

  1. Zdzisław Modliński on

    „Pecunia non olet”, czyli jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Ludziom wyhodowanym w PRL-u można zakazać wszystkiego, a gdzie oni mają zakazy? Nie muszę tego pisać, bo jest jak z kodeksem drogowym. Jeśli świeci się zielone trzeba jechać, jeśli czerwone, można. Frajer ten, kto dał się złapać, lub zabić.
    Z chwilą, kiedy pojawia się kolejny zakaz, pojawia się konieczność powołania kolejnego klona policji. Ludzie zatrudnieni w takiej nowej policji, to nowe etaty, za czym idzie szansa na dostatnie życie, dla części młodych archeologów (przecież w takiej policji nie można zatrudniać osób przypadkowych), bez konieczności wykonywania pracy pożytecznej, lub inaczej, społecznie użytecznej, od której bolą muskuły lub główka, ale za to rośnie zamożność kraju i jego obywateli.
    Tego typu problemy najlepiej reguluje gotówka. Znajdziesz coś ciekawego, zapłacimy ci sowicie za wskazówkę tyczącą miejsca znalezienia. Jednak, kiedy już poszukiwacze skarbów znajdą wszystko, co jest do znalezienia, to czym będą zajmować się zawodowcy? Na początku trochę pokopią, potem ich szefowie wszystko dokładnie skomentują i zainkasują gotówkę. Wtedy w oczy zajrzy widmo bezrobocia, niczym nauczycielom, którzy tak gorliwie uczyli świadomego macierzyństwa, że teraz nie mają kogo uczyć.
    Generalnie sprawa sprowadza się do tego: „nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go”. Skarb znaleziony przez amatora, jakikolwiek by on był, przybliża straszną chwilę, kiedy znaczna część archeologów straci pracę.
    Czyż stanowisko w Ulowie, w tej części Roztocza, którą autorytety naukowe skreśliły z listy godnych zainteresowania, miałoby szansę na eksplorację, gdyby nie amatorzy? Czy profesorowie mieliby szansę oglądać i opisywać swoje znaleziska przy świetle elektrycznym, gdyby pewien konstruktor amator uwierzył autorytetom, że żarówki nie da się skonstruować, a więc nie ma sensu budować elektrowni, które produkowałyby nikomu niepotrzebny prąd?

Zostaw komentarz